Jaki dziś jest konsument? Świadomy, wyedukowany, wymagający, wybredny i ekologiczny. Czytając skład danego produktu, rozumie wymienione tam terminy, oczekuje możliwie największej ilości danych, a do tego interesują go wartości odżywcze.
Na co jeszcze dzisiejszy konsument zwraca uwagę i na co mu to wszystko...?
Pamiętacie te czasy kiedy głównymi pytaniami o produkt były:
- po ile ?
- czy świeże ?
- czy dobre ?
Te czasy już dawno minęły, ale wróćmy do nich na chwilę.
Dobrze było
Czy 20 lat temu ktokolwiek kupując gumę do żucia, zastanawiał się nad jej dodatkowymi właściwościami? Guma miała być do żucia, miętusy do odświeżania oddechu, a balonówka miała umożliwiać zaklejenie jak największej powierzchni twarzy.
Nikt nie wymagał od gumy, właściwości czyszczących, zdrowotnych czy wybielających. Jeśli przez chwilę czuło się jakiś smak, to był to niesamowity atut - pamiętacie początki HubbaBubby? Grube, niesamowicie kolorowe kostki, które pozwalały na tworzenie ogromnych balonów - CZAAAAD!
Praktycznie bezsmakowa guma Turbo ( teraz znów dostępna w Żabce czy Biedronce ) broniła się kolorowymi obrazkami, zresztą tak samo jak guma Donald.
Bez smaku ale z efektem wow |
A słodycze? Niezapomniany smak batoników z Bałtyku, kupowanych na wagę! Szał na wafelki Kukuruku z historyjkami, czy wieczne PrincePolo. Czy ktokolwiek oczekiwał palety smaków, różnych opcji smakowych, zapachowych? NIE! Słodycze miały być słodkie i tyle! Szalonego wyboru nie było, ale za to każdy mógł sobie na nie pozwolić.
Lepiej zdrowo
No pewnie, że lepiej zdrowo, ale czy przez ten szał na zdrowe i fit i bez glutenu i wegańskie i zen itd, czy przez to nie odbieramy sobie trochę pierwotnej radości z konsumpcji?
Kiedyś nikt nie pytał skąd ten kurczak, skąd pomidor i czy dany kartofel to jest do gotowania, na pure, na frytki czy to pieczenia czy oglądania. Pyra to pyra i kropka.
Ziemnioków jak mrówków |
20-30 lat temu braliśmy co nam rzucili, a mamy/babcie czarowały z tego dania różniaste. W efekcie wyrośliśmy na ludzi silnych fizycznie, odpornych na choroby i uczulenia, zęby nam się trzymają i nie straszne nam żadne przeciwności. Nasze dzieci, dla których tak dbamy o "najzdrowsze" jadło już takie mocarne nie są.
Kolejna sprawa, to takie niezdrowe gotowanie naszych mam i babć, przeżywa teraz renesans. Najlepiej zarabiające restauracje to te podające dania kuchni tradycyjnej wg dawnych receptur. Zagraniczni szefowie kuchni rozpływają się nad "mięchem ze sosem i kluchami" ( wystarczy pooglądać programy z Chef w tytule ), więc to chyba jednak dobre, nie?
Najlepiej rozsądnie
Jestem jak najbardziej za zdrowym, lekkim jedzeniem. Sama nie lubię bardzo tłustych potraw, kiełbasy i słoniny...ale...każdemu pasuje co innego, każdy ma inne zapotrzebowanie. Organizm kobiety, która ma pracę siedzącą, potrzebuje innej dawki energii niż mężczyzny pracującego fizycznie.
Odżywiać, nie obżerać - hasło bardzo dobrze znane, ale jakby nie do końca zrozumiane. Nie odżywisz chłopa zasuwającego dajmy na to na budowie, podając mu tofu i kotleciki sojowe. Nie odżywisz zdrowego organizmu zabraniając mu bezpodstawnie dostępu do potrzebnych składników - patrz szaleństwo diety bezglutenowej ( jest zasadna tylko w przypadku uwarunkowań medycznych ), tak samo nie będziesz dobrze się czuł wpierniczając jak szalony cokolwiek, bo nadmiar szkodzi, nawet nadmiar warzyw ( przy niedomiarze innych składników np budulcowych )
Takie robi mój Luby, bo lubi |
Także ten...
Pisząc ten post chciałam zaproponować rozważanie nad tym, czy my jako konsumenci nie dajemy się czasem za bardzo ponieść wyobraźni